Poprawka z rozrywki

Zbyt wybujały marketing potrafi obrócić się przeciwko samej grze. Wie o tym Peter Molyneux (dowolna odsłona „Fable”), wiedzą panowie z Guerrilla Games (casus zwiastuna „Killzone 2”). Przy okazji
Zbyt wybujały marketing potrafi obrócić się przeciwko samej grze. Wie o tym Peter Molyneux (dowolna odsłona „Fable”), wiedzą panowie z Guerrilla Games (casus zwiastuna „Killzone 2”). Przy okazji przygody z „Gran Turismo 5” przekonali się o tym twórcy z Polyphony Digital. Próba zmierzenia się z samodzielnie zawieszoną nad sufitem poprzeczką po ponad pięciu latach mordęgi spaliła na panewce. Zamiast mesjasza symulatorów i pogromcy „Forzy” otrzymaliśmy bardzo dobrą grę, która jednak nie spełniała pokładanych w niej nadziei. Nierówna oprawa, bugi czy archaiczna SI kontrastowała z nawałem aut czy trybów zabawy, po części – kompletnie bezsensownych. To jednak przeszłość, a najnowsze dziecko polifonicznych nie cierpi już tak bardzo z powodu chorobliwych ambicji rodziców.



W pierwszej kolejności uwagę w „Gran Turismo 6” zwraca usprawniona struktura menu: żywiej reagująca, bardziej intuicyjna i przemyślana. Słusznie Polyphony Digital przeniosło nacisk z ilości na jakość: pod nóż poszło przede wszystkim „rajdowe tamagotchi” polegające na wydawaniu poleceń SI kierowcy, czyli B-SPEC. Nie utoniemy też już w kulawym interfejsie wewnętrznego niby-portalu społecznościowego. Wszystko wygląda czytelniej, ale i sprawnie realizuje nasze komendy – po kilkunastosekundowych czkawkach menu w „piątce” nie ma śladu.



Bardziej skondensowana struktura nie oznacza, że twórcy nie postarali się o nowe atrakcje. Prezentem z okazji 15-lecia serii jest GT Vision – zbiór szkiców, spotów i aut koncepcyjnych, stworzonych przez projektantów czołowych marek. Odblokowywanie kolejnych pozycji na pokaźnej liście odbywa się według ustalonego przez PD harmonogramu; Twórcy tym samym sprytnie zachęcają do dłuższego kontaktu z ich grą – retoryka kija i marchewki w najlepszym wydaniu!



Jeśli chodzi o prowadzenie pojazdów, japoński symulator sprawuje się wybornie – ciężar zaznaczony jest wzorowo i na zakrętach ujawnia się wyraźniej niż w poprzedniczce. Fizyka jest też mniej awaryjna – wszelkie bugi występują tu zdecydowanie rzadziej niż w „GT5”. Niestety usprawnienia ominęły kwestię kolizji: twórcy nie mogą (nie chcą?) pozbyć się efektu kartonowych stłuczek, które z odsłony na odsłonę coraz mocniej kontrastują z doskonalonym modelem jazdy. Leży również model zniszczeń, zarówno w kwestii wizualnej, jak i użytkowej. Wgniecenia i pęknięcia w konstrukcjach nie tylko nie wyglądają dobrze, ale też w zdecydowanie zbyt małym stopniu wpływają na osiągi naszego wozu. Ostatnim policzkiem jest sztuczna inteligencja, która jak jeździła niczym po sznurku w piątej części, tak też jeździ w szóstej. Komputer nijak nie radzi sobie nawet z blokowaniem, toteż przeważnie bliższe spotkania z graczem kończą się tryumfem człowieka nad maszyną. Wszystko to sprawia, że zazwyczaj dobrą taktyką pierwszego okrążenia jest odbijanie się od kotłującej się na zakrętach masy rywali. Jakkolwiek brzmi to dosyć absurdalnie, „Gran Turismo 6” jest zdecydowanie lepszą grą o prowadzeniu aut aniżeli o ściganiu się nimi. Seria w dalszym ciągu skupia się na tym aspekcie, a o poziomie dynamiki współzawodnictwa rodem z „Shift 2” lepiej zapomnieć.



Część główna kampanii dla pojedynczego gracza dzieli się na sześć stopni kariery. Do pokonania każdego z nich konieczna jest odpowiednia liczba gwiazdek przyznawanych za zwycięstwa oraz zaliczenie egzaminu licencyjnego, który sprowadza się do wykonania szeregu czynności technicznych w określonym czasie. Po wejściu w posiadanie uprawnień uzyskujemy dostęp do kilkunastu imprez oraz paru epizodów spod szyldu „Przerwa na kawę”. Ich pomysłowość pozostawia niestety nieco do życzenia. Wywracanie pachołków na czas pozwala odreagować własne traumy z placu manewrowego, jednak po paru podejściach wyzwania z tej grupy stają się przeraźliwie nużące. Znacznie ciekawiej prezentują się bonusowe zawody Goodwood, które sprowadzają się do prób czasowych na różnych odcinkach trasy. Z wyznaczonymi limitami mierzymy się w autach rozmaitych klas, co wymusza ciągłe zmiany w podejściu do określonych odcinków. Trasa ta przejęła też w tej odsłonie rolę, którą w „piątce” pełniło Nürburgring. Legendarny tor znajdziemy naturalnie i tu, jednak w kampanii będziemy do niego powracać zdecydowanie rzadziej. 



Znakiem rozpoznawczym serii jest miłość do motoryzacji, osobliwie wyrażana pod postacią szalonych zadań specjalnych. Poprzednio były to wyścigi „ogórków”, zaś tym razem poziom absurdu przekroczył ostateczną granicę – „Gran Turismo 6” posyła nas wprost na Księżyc i sadza za sterami łazika. Co prawda wyzwanie polega jedynie na wybraniu optymalnej trasy i dotarciu w określonym czasie do wyznaczonego punktu, jednak główni rywale (zerowa grawitacja i nierówna powierzchnia) nie znają litości. Mimo że początkowo ten pomysł wydawał mi się przegięty, to z czasem polubiłem ślimacze kursy po ziemskim satelicie. Offroad w stanie nieważkości to coś, czego jeszcze w symulatorach nie było, a w postaci kilku dodatkowych epizodów przerywnikowych sprawdza się świetnie. 



Szalenie trudną kwestią oceny jest w omawianym tytule grafika. Tak skrajnie nierównej oprawy nie przypominam sobie od czasu... „GT5”. Spektrum jest przebogate: od widoków przepięknych, zahaczających o mistyczny fotorealizm (Londyn!) aż do absolutnego przeciętniactwa. Trasy przestrzenne najbardziej zdradzają niedostatki: jak na dłoni widać tam marne tekstury czy szalejące cienie; wyłażą też na wierzch archaiczne sylwetki widzów. Modele aut stanowią lustrzane odbicie powyższej sytuacji: bywa, że w wyścigu biorą udział dwa samochody, które wyglądają jak produkty dwóch różnych generacji konsol. Rozumiem, że przy ponad tysiącu aut nie ma zbyt wiele czasu na szlif wszystkich z nich, jednak tak wyraźne dysproporcje nie powinny mieć miejsca.



Tym, co winduje oprawę wideo o kilka pięter, są niewątpliwie oświetlenie i kolorystyka. One właśnie sprawiają, że momentami gra z powodzeniem imituje obraz rzeczywistości. Perfekcja powyższych elementów najpełniej ujawnia się podczas biegów startujących o zachodzie Słońca, kiedy trasę obserwujemy w dwóch fazach. Efekt przejścia do trybu nocnego robi kolosalne wrażenie. „Forza 5” może mieć sobie nextgenowe tekstury czy pięknie rysujące się cienie, ale w kwestii realizmu oprawy wciąż góruje GT. 



Elementem wyróżniającym poprzednie „Gran Turismo” był tryb fotografii. Z radością odnotowałem powrót tej funkcji, która tutaj stała się jeszcze doskonalsza. Dokładność w odwzorowaniu obsługi lustrzanek przyprawia o zawrót głowy: samodzielnie regulujemy odległość ogniskowej, prędkość migawki, wartość przesłony czy ekspozycję kadru. Aby było zabawniej, w komplecie z wirtualnym aparatem dostajemy też zestaw filtrów oraz opcję zapisu zdjęć w 3D. Po wykonaniu fotografii program dodatkowo podrasowuje optykę obrazu, a efekty są po prostu oszałamiające. Bez wielkich starań wykonamy tu zrzuty ekranu do złudzenia przypominające prawdziwe fotografie, które na pierwszy rzut oka zdradzi jedynie logo gry, widoczne w rogu. Trzeba przyznać, że taki mechanizm łapania screenów to zarazem gratka dla fanów fotografii, jak i genialny zabieg wspomagający marketing wirusowy gry. 



Jeżeli tylko nie odbijecie się od specyficznego podejścia do tematu motoryzacji, „GT6” wciągnie was na dziesiątki godzin. Zabawa w śrubowanie własnych czasów, zawody wiekowych aut, wyścigi jednej marki lub producentów danej narodowości – zdecydowanie jest tutaj co robić, a na brak motywacji też nie można narzekać. Gra chętnie nagradza pierwsze miejsca, niekiedy fundując kolejne perełki do kolekcji, zaś zwiększanie zasobów cyfrowego garażu budzi radość zbliżoną do frajdy, jaką za młodu dawało łapanie Pokemonów. Podobnie jak w poprzedniej części, grywalność stanowi najmocniejszy element produkcji. Pewne obawy może wzbudzać w fanach wprowadzenie do serii mikrotransakcji, jednak są one bezpodstawne. Jest to wyłącznie opcja dla niecierpliwych, a sama gra nawet nie śmie zasugerować, byśmy z niej skorzystali. Obecność tego elementu w najmniejszym stopniu nie wpływa negatywnie na odbiór całości, wprost przeciwnie – ułatwia go tym, którzy na żmudne gromadzenie cyfrowej waluty zwyczajnie nie mają czasu.



Głównym zadaniem „Gran Turismo 6” było uporządkowanie chaosu z „piątki” i sprowadzenie serii z powrotem na Ziemię. Z tego zadania wywiązuje się znakomicie: to wspaniały symulator, który nareszcie nie odpycha hermetycznością i koszmarnie długimi czasami ładowania. To również tytuł z wyraźnie usprawnioną, szalenie przyjemną fizyką jazdy i grubo ponad tysiącem zróżnicowanych, bogato opisanych aut. Nie da się ukryć, że do perfekcji wciąż nieco mu brakuje, a niedociągnięcia które otrzymał w spadku po poprzednikach, nie należą do najlżejszych. Cieszę się jednak, że po zakręcie w postaci części piątej seria powoli wychodzi na prostą.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones